piątek, 18 listopada 2016

Mleczne historie - Jak to było ze mną

Mleczne historie - zdjęcie tytuowe
Fot. Anna Węcel Photography, Agnieszka (Kosińska) Marciniak Photography, A.M. Kośmiccy Fotografia, Jagoda Gramala Fotografia, Iryna Mazura photography & art

Dziś pragnę Was zaprosić na nowy cykl postów.
Ponad 3 miesiące temu odbył się I Piknik Laktacyjny na Polnej, który organizowałam wraz z Ginekologiczno-Położniczym Szpitalem Klinicznym Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Na tym, ze pikniku rozdałyśmy nagrody laureatkom konkursu na Mleczną historię, jedną z nagród była publikacja tejże historii a kolejną, piękna mleczna sesja ufundowana przez A.M. Kośmiccy Fotografia oraz Jagoda Gramala Fotografia.
Raz w miesiącu będę Wam przedstawiała jedną z tych wzruszających opowieści.

Nim jednak zacznę nowy cykl postów z Waszymi mlecznymi historiami, chcę Wam opowiedzieć jak to było ze mną.

Ja właściwie to zawsze wiedziałam, że będę karmić dziecko piersią. Było to dla mnie oczywiste i niezależne od wizji dziecka z butelką czy smoczkiem.
Nie karmienie piersią w mojej rodzinie było wręcz uważane za niewłaściwe postępowanie, widzimisię mamy.
Moja mama karmiła piersią i siostra karmiła, ale jednocześnie też dawały butelkę i smoczek.
Ja miałam tak jak one karmić do 6 miesiąca i używać butelki, kaszek i smoczka.
Tymczasem sprawy potoczyły się troszkę inaczej.

Fot. Anna Węcel Photography
Fot. Anna Węcel Photography
Jak to się stało?
Wiecie gdy jakiś temat mnie przerasta, albo jest mi słabo znany, by zmniejszyć stres czytam o nim, szukam informacji.
Dziecko było dla mnie takim właśnie tematem, którego ni ciut ciut nie ogarniałam.
Powiecie no ale przecież mama, siostra inna rodzina.
To tak nie do końca.
Moja mama jest z zupełnie innego pokolenia, siostra zresztą też.
Jest między nami wiele lat różnicy, one wychowywały dzieci w zupełnie innych czasach i okolicznościach, zresztą nie mają możliwości fizycznych czy czasowych mi pomagać.
Czasami dzwonią z "dobrymi" radami :-D
Ale wiadomo jak to jest z radami na odległość, od osób które opiekę nad noworodkiem niekoniecznie rozróżniają od opieki nad roczniakiem :-p
W szkole rodzenia dostaliśmy szereg rad i zaleceń, przeczytałam kilka artykułów o zaleceniach i moich prawach.
Byłam zawzięta, że będę karmić piersią i dopiero wszechobecna nagonka wywołała u mnie strach, że może się nie udać.
To statystyki mam podających butelki mnie przestraszyły i spowodowały, że zaczęłam wątpić że mi się uda.
No bo skoro tak wiele mam poległo...
Synka przystawiłam zaraz po urodzeniu, pomogła mi położna, ale jak wyszła to już mi się nie udawało.
Znacie to?
Troszkę mnie to frustrowało ale stwierdziłam, że jest to kolejna rzecz której razem musimy się nauczyć.
Gdy przywieziono mnie na salę poporodową to jedną z pierwszych informacji, które usłyszałam, (zaraz po tym, że nie wolno mi samej wstawać z łóżka SIC!), było, że gdybym nie mogła spać i dziecko płakało to mogę poprosić o butelkę (SIC!). Zresztą słyszałam to jeszcze kilka razy, aż nie powiedziałam jednej co myślę o takich radach, odczepiła się i przyszła inna, która pomogła prawidłowo przystawić dziecko i doradzała cierpliwość. Tak spędziliśmy z Ignasiem tuląc się pierwsze trzy doby.
Ignacy świetnie sobie radził, szybko załapał w czym rzecz i dumni z sukcesów wyszliśmy do domu.
Pierwsze dwa dni wszystko szło dobrze.
Problem pojawił się w piątej dobie.

Agnieszka (Kosińska) Marciniak Photography,
Agnieszka (Kosińska) Marciniak Photography,
Synek nie mógł złapać prawej piersi, rzucał się płakał, walczył, naprawdę się starał. Kolejnego dnia to samo stało się z drugą piersią. Płakaliśmy oboje, moja rozpacz była tym większa, że widziałam jak bardzo się stara zrobić to prawidłowo.
Dziś wiem, że było to spowodowane nawałem, ale wtedy przeżywaliśmy horror, który pogarszał się z każdym dniem.
Jego małe usteczka ześlizgiwały się z twardej i nabitej od nawału piersi, odciągnięci części pokarmu pomagało tylko na chwilę.
Odwiedzająca nas położna środowiskowa nie potrafiła nam pomóc.
W końcu zdecydowaliśmy się na nakładki, to chyba był nasz największy błąd.
Nie że nie pomogły.
Pomogły, ale mały bardzo szybko się do nich przyzwyczaił, a wypływ mleka był tak silny że wypełniały się bardzo szybko.
Mały się krztusił i denerwował gdy po jakimś czasie musiał bardziej popracować.
Do tego przez nakładki pierś nie była stymulowana równomiernie co skutkowało bolesnymi zastojami i zapaleniami.
Nakładki były sporym utrudnieniem, długo z nimi walczyliśmy.
Trzy razy radziliśmy się doradczyni laktacyjnej. Gdy przychodziła i pomagała dostawić Ignasia bez nakładek to podręcznikowo chwytał pierś, jednak po jej wyjściu problem wracał.
Mimo to miałam silne postanowienie z nich zrezygnować, próbowaliśmy nieustannie.
Były tygodnie gdy mały decydował się jeść bez nakładek, ale co jakiś czas kryzys wracał.
Po jakichś 6 miesiąca prób, porażek i sukcesów w końcu się udało.
Nawet sobie nie wyobrażacie jaka byłam dumna z tego małego człowieczka.

 Iryna Mazura photography & art
 Iryna Mazura photography & art
Odstawienie nakładek nie było łatwe ale było najlepszą decyzją, bo dało nam wolność i wygodę.
Zapytacie dlaczego nie karmiłam dziecka butelką z odciąganym mlekiem.
Zrobiłam to raz, na samym początku gdy mieliśmy największy kryzys, ale widząc jak ciamka i chwyta powietrze, przeraziłam się, że zaczną się kolki.
Butelki poszły w kąt, a po szóstym miesiącu wprowadziliśmy już kubeczek, więc butelki się nie przydały.
W miarę jak Ignaś rósł i mijały miesiące ja utwierdzałam się w postanowieniu dalszego karmienia.
Takim kamieniem milowym była Konferencja #karmieswobodnie w Poznaniu.
To na niej zrozumiałam, że chcę karmić do samo-odstawienia się synka.
Podzieliłam się tymi odczuciami z mężem i postanowiliśmy, że tak właśnie będzie. Myślę, że to bardzo ważne (przynajmniej dla mnie), by oboje rodziców podejmowało takie decyzje, bo ta decyzja ma wpływ na całą rodzinę a także na sposób wychowania dziecka.
Zresztą, to wsparcie mojego męża i jego wiara pomagały mi każdego dnia walczyć o karmienie piersią i przezwyciężać kolejne pojawiające się kryzysy.

Karmię już 20-sty miesiąc (stan na 18/11/2016), moje dziecko raz w życiu dostało butelkę a smoczka dostaje średnio jakoś 1 w miesiącu gdy nie ma sposobu na inne zażegnanie kryzysu.
Dziś totalnie nie wyobrażam sobie na dzień dzisiejszy odstawienia synka od piersi.
Wiadomo, że nie pije tyle co kiedyś, ale nadal średnio ok 3 razy w ciągu dnia i w nocy.

Oczywiście w między czasie, ze strony rodziny i lekarzy wielokrotnie pojawiały się podejrzenia o alergię, zbyt małą kaloryczność czy ilość mleka :-D
Jestem jednak uzbrojona w arsenał zaleceń, wartości i argumentów.

Moje mleko daje Ignasiowi odporność i siłę.
Jestem pewna, że to dzięki karmieniu uniknęliśmy wielu  przeziębień, powikłań chorobowych, komplikacji poszczepiennych.
Karmienie piersią kiedyś się skończy, ale więź nawiązana z dzieckiem i siła, którą dało mu moje mleko zostaną na zawsze.

Foto: Łukasz Gdak
Zdjęcie wykonane podczas pikniku Karmiące Cyce na ulice wykonane przez fotoreportera Głosu Wielkopolskiego Łukasza Gdak
Tymczasem, z całych sił staram się wspierać inne mamy w ich mlecznych drogach, promuję i staram się kierować do specjalistów, którzy udzielą fachowej opieki.
Jestem również współzałożycielką Poznańskiej grupy wsparcia karmienia naturalnego, do której dołączenia serdecznie zapraszam.
Bardzo mnie cieszy jak temat karmienia piersią stał się głośny w ostatnich miesiącach i daje nadzieję, że w kolejnych latach będzie coraz więcej dzieci karmionych piersią.

Pozdrawiam,
Zaiana

PS.
Jeśli karmisz, bądź masz za sobą już swoją przygodę z karmieniem i chcesz się nią podzielić, to spisz ją, wraz ze swoimi przemyśleniami, problemami, radami, dołącz kilka zdjęć i wyślij na adres zaiana@instrukcjepoprosze.pl
Pamiętajcie też o wyrażeniu zgody na publikację.
Opublikuję najciekawsze.
"Podobał Ci się ten post? Daj mi o tym znać i napisz w komentarzu. Jeśli dołączysz do obserwatorów na blogu, będziesz informowany na bieżąco o nowych wpisach. Będzie mi również niezmiernie miło jeśli polubisz mój fanpage na Facebooku i Instagramie. "

8 komentarzy:

  1. U mnie też były same problemy z karmieniem, nikt mi nie dawał szans na utrzymanie laktacji, gdy trzy tygodnie po porodzie trafiłam na tydzień do szpitala. A jednak się udało. Karmię już ponad 9 miesięcy i będę karmić dalej. Super, że będzie cykl takich historii, bo trzeba mówić o tym, że pomimo przeciwności da się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo, za wytrwałość i upór! Gratuluję Wam i życzę kolejnych, pięknych, mlecznych miesięcy!

      Usuń
  2. Gratuluję cie :) U nas już 2.5 roku kp i zapowiada się na tandem w maju, bo synuś nie wyobraża siebie życia bez piersi a w brzuszku rośnie drugi człowieczek:) Walczyliśmy bardzo o kp, 2tyg synek jadl tylko mm (wyszedł do dom a ja wróciłam do szpitala z powikłaniami ) i przez te 2 tyg nawet w nocy co 2 godz ściągałam pokarm i wylewalam:( ale daliśmy rade, kolejny tydzień leków w domu, karmiłam go mm a potem jak spał sciagalam. Nie wyobrażałam sobie inaczej, choć wiele pewne by się poddało juz. Ja walczyłam bp po nagłym cc nie mogłam odpuścić kp, wpadłabym chyba w depresję. ;) W ciągu tygodnia przeszliśmy na calkowite kp i zostało nam do dziś:) Pozdrawiamy i życzymy wszystkim mamom dużo siły :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wow! Ogromnie podziwiam upur i wytrwałość w postanowieniu. Jesteś dowodem na to, że upur i miłość mamy potrafi góry przenosić. Gratuluje ciąży i życzę samych pomyślności <3

      Usuń
  3. Ja musiała korzystając z nakładek bo mam wklesle setki. Ale po miesiącu odstawilam i było już ok. Niestety karmienie piersią jest piękne, ale trudne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, że droga karmiącej matki nie zawsze jest usłane różami, ale takie porostu jest macierzyństwo :-)

      Usuń
  4. Ja jeszcze nawet nie mam męża (tzn. nie mamy jeszcze ślubu), a już strasznie dużo czytam o rodzicielstwie i bobasach ;) Rozmawiamy z moim facetem otwarcie o tym, że ślub i zaraz później bobasy, a ja się boję jak sobie poradzę... Nie mam sióstr, chrześniaków czy nawet małych kuzynów, ogólnie zero doświadczenia z dziećmi. Siedzę na grupach dla mam i czytam o kolkach, nieśpiących maluchach, pogryzionych brodawkach i... na zmianę się boję i cieszę conajmniej jakbym już była w ciąży.
    Chyba brzmię jak wariatka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie brzmisz jak wariatka. Twoje obawy są jak najbardziej naturalne. Na szczęście natura tak nas stworzyła, że wiele rzeczy robimy intuicyjnie, a jeśli zaufany dziecku to ono nam wskaże czego mu potrzeba :-)

      Usuń

TOP